W poniższym filmiku zamieszczam kilka moich spostrzeżeń powarsztatowych na temat Matrycy Energetycznej i Dwupunktu, które nasunęły mi się po szkoleniu u Richarda Bartletta. 😊
Mam nadzieję, że Was nie rozprasza miŚtrz drugiego planu?
W poniższym filmiku zamieszczam kilka moich spostrzeżeń powarsztatowych na temat Matrycy Energetycznej i Dwupunktu, które nasunęły mi się po szkoleniu u Richarda Bartletta. 😊
Mam nadzieję, że Was nie rozprasza miŚtrz drugiego planu?
Mój kwantowy wszechświat znów doświadczył ogromnego podkręcenia. Oczywiście tak zwanym „przypadkiem”. 😉
Dwa lata temu w 2015 roku, kiedy przyznam uczciwie z wielu powodów czułem ogromne rozczarowanie dwupunktem i w zasadzie go już porzuciłem, by wieść życie „normalnego” człowieka, pojawiły się w nim dwie osoby, dzięki którym nie pozostałem na tej „normalnej” ścieżce. Latem tamtego roku moja kwantowa koleżanka Jola ze Szczecina delikatnie wyciągała mnie z tego „fizolskiego marazmu” i naprowadzała na właściwy kierunek, a potem raz jeszcze pojawiła się Małgosia „Margo”, by dosłownie dać mi kwantowego kopa w zad i wyciągnęła mnie (prawie że dosłownie) do Pragi na warsztaty Synchronizacji Kwantowej u Franka Kinslowa. Obu Wam i jeszcze kilku innym osobom jestem niezmiernie wdzięczny za to, co dla mnie zrobiły. Potem wszystko delikatnie – jak to w Synchronizacji – zaczęło się kręcić. Nie wiadomo skąd (wiadomo, wiadomo 😉 ) zostałem poproszony przez osoby z różnych miast w Polsce, by nauczać metod kwantowych. Przyznaję, że mnie to mocno zadziwiło, bo jakoś nie pałałem wtedy chęcią do wystąpień publicznych. Naprawdę zaczęło się robić ciekawie. Zdjęcie poniżej: ja, Frank Kinslow i „Margo” w roku 2015.
No i nadszedł październik roku 2017, kiedy już wiodłem w miarę „ustabilizowane” życie (akurat 😉 ), czyli przeprowadzałem warsztaty, pomagałem tym, którym pomóc mogłem, a do oprócz tego od czasu do czasu wykonywałem zlecenia w swoim biurze tłumaczeń i obsługiwałem techniczne projekty unijne w jednej z firm w Szczecinie…i wtedy ponownie skontaktowała się ze mną Małgośka „Margo”, tym razem pytając, czy mam chęć jechać na warsztaty Matrycy Energetycznej do Bartletta w Weronie we Włoszech, ponieważ jedna z jej koleżanek dość nieoczekiwanie zrezygnowała z wyjazdu. Z wrażenia prawie zsunąłem się z krzesła i nie chodzi tu tylko o cenę, która przyznam absolutnie nie należy do niskich (na ten moment była dla mnie dość powalająca nawet). Chodzi o to, że dokładnie dwa lata po warsztatach u Kinslowa dzwoni do mnie ta sama osoba i proponuje kolejnego kwantowego kopa w zad! Wierciłem się dwie noce próbując podjąć życiową decyzję i zastanawiając się, skąd w krótkim czasie zorganizować dość konkretne fundusze na ten wyjazd. I co się okazało? W październiku przeprowadziłem trzy warsztaty, co pozwoliło na zgromadzenie środków na wyjazd. Resztę miałem dosłownie podaną na tacy, czyli wynajęte przez „Margo” mieszkanie 280 metrów od hotelu, gdzie odbywać się miały warsztaty i 1700 metrów od dworca autobusowego, dokąd miałem dojechać z lotniska w Mediolanie.
Pozostało szybko zrobić przelew (kończyły się miejsca), zarezerwować przejazd ze Szczecina do Berlina, stamtąd lot do Mediolanu i przejazd z Mediolanu do Werony, ubezpieczenia itp. Ot, taka techniczno-logistyczna akcja, aczkolwiek niezbędna.
Już w momencie zapisania się na warsztat zacząłem czuć niespotykane wcześniej mrowienie w ciele, w rękach. Coś się zmieniało, jakbym „wykupił licencję” na dostęp do zasobów Matrycy. 🙂 W tym momencie zaczęła też zmieniać się skuteczność prowadzonych przeze mnie sesji.
O drugiej w nocy 8 listopada toczyłem się już w busiku zmierzającym na lotnisko Berlin Schoenefeld, by o godzinie 6:40 wystartować w lot do Mediolanu.
Nim to jednak nastąpiło, miało miejsce ciekawe zdarzenie.
Siedziałem sobie po odprawie na lotnisku w tym Berlinie i zauważyłem, że przypatruje mi się intensywnie młoda, ładna kobieta. Pomyślałem sobie, że może kiedyś gdzieś się spotkaliśmy i po prostu zapomniałem, kto to jest (niektórzy faceci tak mają, co? 😉 ). W końcu jednak podeszła do mnie i zapytała:
– Czy to pan prowadzi warsztaty z metod kwantowych?
– Tak, prowadzę, ale…
No i w mojej głowie pojawiło się pytanie, skąd ta pani wie, że ja prowadzę warsztaty.
Odpowiedziałem:
– No tak, ale teraz to sam lecę na warsztaty. Uczyć się od Bartletta.
Moje zdziwienie było ogromne, że pojawił się w Berlinie ktoś z Polski, kto śledzi moje strony. Dodam, że pani też leciała do Włoch (pozdrowienia Justyna 😉 ). Matryca jak widać lubi dobrą zabawę już na starcie, nim jeszcze w pełni się jej doświadczy.
Mediolan przywitał mnie całkiem przyzwoitą pogodą i spóźnionym o pół godziny autobusem do Werony, ale dla Włochów to żadne spóźnienie i trzeba się do tego przyzwyczaić. Pocieszające było to, że to północna część Italii uważana za wyjątkowo schludną i poukładaną. Zacząłem się zastanawiać, czy czekając na autobus na południu np. gdzieś pod Neapolem w ogóle bym się go doczekał. 😉
Po przyjeździe do do Werony dość sprawnie dotarłem do wyjątkowo przyjemnego mieszkania, gdzie powitała mnie „Margo”.
Po ogarnięciu i się i szybkiej kąpieli wyruszyliśmy z Małgośką na zwiedzanie Werony i jakieś zakupy, ponieważ najbliższe cztery dni mieliśmy spędzić na intensywnym szkoleniu od rana do wieczora. Obowiązkowym punktem zwiedzania był oczywiście dom Julii, pod której balkonem wystawał zakochany Romeo. 😉
Następnego dnia już od rana zaczęła się „kwantowa jazda bez trzymanki”.
Po zapisaniu się w recepcji dostałem imienną zawieszkę, opaskę i materiały w postaci nie skryptu, a ładnie wydanej książki w błyszczącej okładce.
Ilość osób na sali była zaskakująca, bo ponad 260. Może się wydawać, że to za dużo, ale ma to też kapitalne znaczenie przy budowie pola morficznego metody i ilości przebiegających procesów transformacyjnych.
Richard Bartlett i towarzysząca mu Melissa Joy jak zwykle mieli mocne wejście. Rysiek wskoczył na scenę z gitarą elektryczną i zaczął szaleć w rytm płynącej muzyki. Showman całą gębą!
Kiedy rozpoczął się wykład, raz jeszcze poczułem ogromną wdzięczność do mojego taty, bez którego motywującego kopa w młodości nie wylądowałbym na studiach w Wielkiej Brytanii, przez co potem nie zostałbym tłumaczem technicznym, co ku mojemu zaskoczeniu przydaje mi się teraz w uczestnictwie w anglojęzycznych warsztatach z dziedzin, które większość ludzkości nie nazwałaby racjonalnymi. 😉 Ciekawymi ścieżkami życie prowadzi.
Już przy pierwszych podstawowych technikach zrozumieliśmy z „Margo”, że w tym momencie dokonuje się u nas skok do przodu o kilka epok. Doświadczaliśmy czegoś czego nie doświadczaliśmy nigdy wcześniej, choć przecież naprawdę dość intensywnie „w kwantach działamy i w Polu robimy”. 😉
W trakcie ćwiczeń moje ciało reagowało jak nigdy dotąd na przebiegające procesy. Dwupunkt w systemie Bartletta to często ułamki sekund i BUM! Jest to coś zupełnie innego, niż do tej pory znałem, a komunikacja z Polem odbywa się po hiperłączach. A były to dopiero „podstawy podstaw”.
Wszystkie dni przebiegały w niezwykle radosnej atmosferze, czasem nawet w tak radosnej, że sala ryczała ze śmiechu, a co wrażliwsi spadali z krzeseł i rechotali się na podłodze. 😉
Procesy transformacji przebiegały lekko i radośnie, bez traumatycznych i spazmatycznych scen „oczyszczania”, które miałem możliwość obserwować bywając na innych szkoleniach. Taki jest Bartlett i taka jest jego Matryca Energetyczna.
Oczywiście będę się powtarzał, ale czegoś takiego nigdy nie doświadczyłem, choć doświadczam już kwantowania czas jakiś. Dla Bartletta nie ma czegoś takiego jak zła genetyka czy karma („It’s all bullshit”). Żongluje tym wszystkim jak plikami w Windowsie i zwyczajnie zmienia i naprawia, co daje momentalne fizycznie widzialne rezultaty. To na pewno nie jest człowiek z tej Ziemi.
Przykładem był mężczyzna zaproszony z widowni na scenę, którego kręgosłup był tak skrzywiony, że wręcz wchodził w prawy pośladek. Po kilku ruchach ręką wykonanych przez Bartletta w powietrzu był już zupełnie prosty, pionowy. Przykłady można by mnożyć, bo każdy z czterech dni w nie obfitował.
Obfitował też w sceny przezabawne, bo Richard to po prostu odjechany oszołom. 😉
Jedna z uczestniczek zaproszona na scenę i zapytana, w czym można jej pomóc, odpowiedziała:
– Nie wiem. Ufam Ci.
– Nie wiesz? Jesteś pewna, że mi ufasz? – zapytał Bartlett 😉
– Ufam.
W tym momencie Richard z rykiem niedźwiedzia ;))) podbiegł do kobiety, odrzucił jej włosy i ugryzł ją w szyję. ;)))
– Jak widzisz, nie możesz mi ufać…no więc w czym mogę Ci pomóc? – skwitował.
Cała sala jak i „ofiara niedźwiedzia” pokładały się ze śmiechu.
W tak niezwykłej atmosferze przebiegały nasze zajęcia każdego dnia.
Poziom zaawansowany był kolejnym skokiem do przodu, gdzie poznawaliśmy różnego rodzaju techniki i procedury działania, używanie wspomagających urządzeń zakotwiczonych w Matrycy i wiele wiele innych niesamowitych rzeczy.
Działania były tak intensywne, że czasami traciliśmy kontakt z rzeczywistością.
Dużo mógłbym jeszcze pisać, ale nawet jeśli bym to zrobił, to żadne moje pisanie nie odda wrażeń z tych niesamowitych warsztatów, wiedzy którą uzyskałem i dostępu do zasobów, których w tym stopniu nigdy nie odczuwałem.
Po spotkaniu z Kinslowem dwa lata temu, spotkanie z Bartlettem to na obecny czas dla mnie wisienka na torcie. Jeden i drugi to niesamowite osoby, ale zupełnie różne światy, które uzupełniają się fantastycznie!
Te cztery dni zleciały tak szybko, że aż trudno uwierzyć. Wróciłem już do Polski i nadal czuję to niesamowite uczucie, a rzeczy które teraz „same” dzieją się wokół mnie są tak zdumiewające i wielotorowe, że mój organizm musi się z tym oswoić i do tego przystosować.
Czas tymi odczuciami dzielić się z innymi i pomagać im w jak najlepszy sposób.
Grazie e arrivereci! 😉
Jeżeli podoba Ci się to co robię, czujesz, że uzyskana tu wiedza pozytywnie wpłynęła na Twoje życie – możesz mnie wesprzeć w moich działaniach dowolną wpłatą na konto:
PayPal: DAROWIZNA (KLIK)
lub zeskanuj kod QR do przekazania darowizny za pomocą PayPal
O liczbach-synchronach nieco inaczej. Czyli o zastosowaniu procesów kwantowych i świadomą pracę intencyjną w momencie, gdy dostajemy komunikat. Na pewno wielokrotnie spotkaliście się z tzw. synchronami, czyli np. pojawiają się Wam godziny 11:11, 13:13, 17:17. Liczby takie można też zaobserwować na tablicach rejestracyjnych, billboardach, etc.
Sądzę, że jest to moment, kiedy jesteśmy dobrze zestrojeni z polami informacyjnymi.
Moment pojawienia się liczby synchronicznej świadczy również, że w tym momencie otrzymujemy bardzo silne wsparcie „z Pola”. Jest to doskonały czas, by popracować z naszymi aktualnymi intencjami. Sprawdźmy też, o czym myśleliśmy tuż przed pojawieniem się takiej liczby, bo może się okazać, że jest to dla nas najważniejsza w tym momencie intencja. Uważam, że jest to doskonała chwila, by nasz temat w tym momencie przepracować metodami kwantowymi.
Dorota, bardzo dziękuję za to niezwykle cenne spostrzeżenie, którym zechciałaś się podzielić.
Źródło: Free images from https://pixabay.com
„W każdym momencie życia jesteśmy już trochę inni niż przed chwilą, ponieważ nasze pole energetyczne zmienia się w toku naszych doświadczeń. Z tej przyczyny każdy z nas jest wyjątkowy. Każdy z nas jest wynikiem swoch doświadczeń od samego początku. Jesteśmy wszystkim, co kiedykolwiek przeżyliśmy”.
Już tylko ta sentencja może odpowiedzieć na wielokrotnie zadawane pytanie „czy dwupunkt można powtarzać”. Podobnego zdania jest również Richard Bartlett, który uważa, że dwupunkt można wykonywać wielokrotnie (oczywiście jak we wszystkim wskazany jest umiar).
Powyższy cytat pochodzi z książki Meg Blackburn Rosey „Niezwykłe dzieci naszych czasów”, która powinna być obowiązkową lekturą dla rodziców dzieci indygo, kryształowych, gwiezdnych czy też w jakiś inny sposób „dziwnych”, aby mogli je lepiej zrozumieć. Po kliknięciu na zdjęcie można zapoznać się z jej fragmentem.
Monika, dziękuję za jej użyczenie.